środa, 25 marca 2020

Bo ponoć zbliża się wielkanoc...

Tę sesję miałam w głowie już od paru lat. Początkowo miała być wykonana w trochę innym, bardziej ''grunge'owym'' stylu, na wysypisku śmieci, z zupełnie inną stylizacją. Niemniej, wysypiska nie znalazłam, część ciuchów została w domu, więc ostatecznie zdjęcia zrobiliśmy w salce prób mojego chłopaka, a ja miałam na sobie buty, które noszę na co dzień, strój kąpielowy i męskie bokserki. Biorąc pod uwagę stopień ogarniętości, jaki mi towarzyszył, jestem mega zadowolona ze zdjęć.

To była trzecia sesja we Wrocławiu, podczas której pozowałam. Powrót nie okazał się łatwy, ciągle czuję się niepewnie, dalej mam ogromne problemy z tym, żeby chcieć się widzieć na fotach, ale Paweł dał mi efektami małego kopa motywacji. Przyjechał mega przygotowany, atmosfera sprzyjała pozytywnemu podejściu, jednym słowem-przyjemnie spędzona sobota. No i po wszystkim poszliśmy z bułką do jakiejś wegańskiej knajpki na obiad, czego chcieć więcej.

Zdjęć dostałam naprawdę bardzo dużo, sama oddaję zwykle nie więcej, niż dziesięć, ale pokażę Wam tu tylko te, które najbardziej mi się podobają:












Z mojej strony na pewno nie była to ostatnia współpraca, zastanawiam się jedynie, kiedy będę miała kolejny przypływ siły, żeby zdecydować się coś zrobić. Pozowanie do zdjęć jest dość ciężkim tematem. Uważam, że najlepiej jest mieć zerową, lub stuprocentową pewność siebie, żeby efekty były świetne-przynajmniej w moim przypadku. Za pierwszym razem podejście fotografa i efekty sprawiają, że dostajecie zastrzyk pozytywnej energii, co nakręca kolejne sesje, za drugim-nawet z nieco mniej doświadczonym artystą i tak można stworzyć coś dobrego, bo rozpierają Was pomysły. Ja jestem gdzieś pomiędzy i czuję, że potrzebuję ogarniętej osoby, która w razie czego poda mi rękę i pokaże, jak działać dalej. Niedawno pozowałam pewnej świetnej fotografce i poczułam to, co dawniej-przyjemne zmęczenie, pozytywne emocje, dobrze wykorzystany czas, mimo tego że oczywiście nie widziałam jeszcze efektów. Jednak czasami liczy się sama droga, a nie cel.

Ale w obecnej sytuacji już nie tylko o chęci chodzi, prawda? Mamy teraz większe zmartwienia, niż brak zdjęć do udostępnienia, niestety...

Buziaki,

czwartek, 12 marca 2020

Nie tylko plener, czyli zdjęcia z Arraventiną

No, druga notka w 2020 i to jeszcze w pierwszej połowie roku! Przyznam, że jestem pod wrażeniem swojej regularności.
Musicie mi wybaczyć, będzie to dość krótki wpis, ale systematycznie sobie choruję i na palcach jednej ręki mogę policzyć dni, w których czułam się naprawdę dobrze. Ale nie o tym dzisiaj. Dziś chcę Wam pokazać efekty pierwszej sesji od października 2018 roku. Zrobiłam sobie przerwę dłuższą niż planowałam i nadal nie obiecuję, że wrócę do cykania. Ale lepiej robić coś i przekonać się, że nadal się tego nie czuje, niż gdybać.

•   •   •
''Oddałam'' Julci pomysł na sesję dla siebie samej, który chodził mi po głowie od paru lat-ale że z modelingiem jest mi na razie jeszcze bardziej nie po drodze, niż z fotografią, postanowiłam zrobić to inaczej.

Z każdą sesją, którą wykonałam w tym roku, widzę jak zmienił mi się styl i gust. Wciąż nie czuję, że moje zdjęcia są na tyle charakterystyczne, by wiedzieć że wyszły z mojej ręki bez patrzenia na opis, ale przestało mieć to już dla mnie tak kolosalne wrażenie.
Na spotkanie szłam bez żadnych oczekiwań co do efektów, jedynie z drobną nadzieją, że spędzę ten czas produktywnie. Julia okazała się być osobą, z którą mam co nieco wspólnego, do tego sam klimat wprowadzał przyjemny nastrój. Do zdjęć wybrałam księgarnio-kawiarnię Tajne komplety, którym jeszcze raz serdecznie dziękuję za udostępnienie miejscówki. Spodziewałam się, że spędzimy tam maksymalnie godzinę, a ostatecznie więcej było picia smacznej herbaty, niż samego cykania. :)

Ale dobra, gadanie gadaniem, Wy czekacie na efekty:















Chcę jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że to moje pierwsze zdjęcia poza plenerem! Uważam, że fotografowanie w pomieszczeniach wymaga sporej dawki wiedzy, ale też czuję już niedosyt sprzętowy i wiem, że mogłabym to zrobić lepiej już nie tyle z lepszym obiektywem, co z lampami. Ale to z kolei nie do końca mogłoby pasować klientom księgarni-nikt przecież nie zamknął specjalnie dla nas lokalu... :) Niemniej ci, którzy siedzieli w pobliżu byli mega mili-a to fajna odmiana, bo odkąd przeprowadziłam się do Wrocławia trafiam na roszczeniowych oszołomów.

Julii życzę powodzenia w dalszej drodze, bo to naprawdę fajne początki. Jest uroczą, ciepłą osobą, która na pewno dojdzie do konkretnego poziomu w fotomodelingu. Jak będzie ze mną? Zobaczymy. Na razie mam w zanadrzu jeszcze dwie sesje, które wykonałam świetnym dziewczynom i jedną, na której pozowałam ja-nie ze wszystkich będę robiła osobne wpisy, dlatego po pojedyncze nowości zaglądajcie zarówno na mojego instagrama, jak i facebooka.

Do zobaczenia niedługo,
buziaki,