Mam dziś dla Was zdjęcia z sesji z Melanią-to była moja pierwsza współpraca od początku kwarantanny. Myślałam, że będę musiała odpuścić sobie wszelkie tego typu wyjścia-a oczywiście, jak na złość, właśnie wtedy najbardziej się chce. Na szczęście udało nam się zgadać i zorganizować krótkie spotkanie-ludzi mijałyśmy wyjątkowo dużo, jak na takie warunki, ale w samym miejscu, gdzie robiłyśmy zdjęcia było już spokojnie.
Jestem bardzo zadowolona z efektów-myślałam, że będę musiała odwoływać sesję, bo od rana miałam migrenę, której nijak nie dało się zbić lekami. Pojechałam jednak, nauczona, że nie wolno odwoływać spotkań na prawie-że-ostatnią chwilę. Niestety, nie skończyło się to dla mnie dobrze-ból głowy odpuścił dopiero późnym wieczorem, po kolejnej dawce prochów. Podczas pozowania obawiałam się, że na ujęciach będzie widać, jak bardzo jestem zmęczona, ale dobre oko Melanii i moje doświadczenie przyniosło świetne rezultaty.
Jednak zdecydowanie moją ulubioną częścią sesji jest ta, bardziej zielona:
Te dwa zdjęcia bardzo lubię pod kątem kompozycji, ale zapomniałam ustawić się tym ''dobrym'' profilem :)
Spódnica, którą widzicie jest uszyta przez Helen Francesca Costiumes - jej inną suknię mogliście widzieć na ujęciach z Dryad Photography-cała sesja czeka jeszcze na dopieszczenie-również pojawi się z niej osobny wpis.
Z innych rzeczy-jak pewnie większość z Was padłam ofiarą samodzielnego obcinania kłaka. :D Jeszcze nigdy nie poszło mi tak źle. Cieszę się, że na zdjęciach tego nie widać-zawsze, gdy mam odrobinę pofalowane włosy nic nie rzuca się za bardzo w oczy; Co nie zmienia faktu, że jak tylko otworzą się salony fryzjerskie, będę musiała iść i to wyrównać. Nie wiem, jak byłam w stanie funkcjonować z kłakiem do pasa-teraz jak dorastają mi za łopatki, to dostaję pierdolca. Kocham długie włosy, ale nie swoje.
Chwilowo znowu mam zastój. Zmuszam się do ćwiczeń tatuowania, chodzę od czasu do czasu na zdjęcia, choć rzadko mam na nie prawdziwą ochotę. Wszystko trochę zwolniło, zniekształciło się i nie wiadomo, kiedy będzie można myśleć o powrocie do normalności. Z jednej strony bardzo mi to na rękę-nie przepadam za wychodzeniem z domu, jednak z drugiej dziczeję. Podzieliliśmy się na dwa obozy-jedni odpoczywają, korzystają z tego czasu produktywnie, uczą się nowych rzeczy, inni-mają wyrzuty sumienia, że nie są jak ci pierwsi.
Chowajcie nosy do maseczki, nie chodźcie z ''siurkami'' na wierzchu,