wtorek, 12 maja 2020

Kwiatki w czasach kwarantanny

Mam dziś dla Was zdjęcia z sesji z Melanią-to była moja pierwsza współpraca od początku kwarantanny. Myślałam, że będę musiała odpuścić sobie wszelkie tego typu wyjścia-a oczywiście, jak na złość, właśnie wtedy najbardziej się chce. Na szczęście udało nam się zgadać i zorganizować krótkie spotkanie-ludzi mijałyśmy wyjątkowo dużo, jak na takie warunki, ale w samym miejscu, gdzie robiłyśmy zdjęcia było już spokojnie.

Jestem bardzo zadowolona z efektów-myślałam, że będę musiała odwoływać sesję, bo od rana miałam migrenę, której nijak nie dało się zbić lekami. Pojechałam jednak, nauczona, że nie wolno odwoływać spotkań na prawie-że-ostatnią chwilę. Niestety, nie skończyło się to dla mnie dobrze-ból głowy odpuścił dopiero późnym wieczorem, po kolejnej dawce prochów. Podczas pozowania obawiałam się, że na ujęciach będzie widać, jak bardzo jestem zmęczona, ale dobre oko Melanii i moje doświadczenie przyniosło świetne rezultaty.




Jednak zdecydowanie moją ulubioną częścią sesji jest ta, bardziej zielona:


Te dwa zdjęcia bardzo lubię pod kątem kompozycji, ale zapomniałam ustawić się tym ''dobrym'' profilem :)



Spódnica, którą widzicie jest uszyta przez Helen Francesca Costiumes - jej inną suknię mogliście widzieć na ujęciach z Dryad Photography-cała sesja czeka jeszcze na dopieszczenie-również pojawi się z niej osobny wpis.

Z innych rzeczy-jak pewnie większość z Was padłam ofiarą samodzielnego obcinania kłaka. :D Jeszcze nigdy nie poszło mi tak źle. Cieszę się, że na zdjęciach tego nie widać-zawsze, gdy mam odrobinę pofalowane włosy nic nie rzuca się za bardzo w oczy; Co nie zmienia faktu, że jak tylko otworzą się salony fryzjerskie, będę musiała iść i to wyrównać. Nie wiem, jak byłam w stanie funkcjonować z kłakiem do pasa-teraz jak dorastają mi za łopatki, to dostaję pierdolca. Kocham długie włosy, ale nie swoje.

Chwilowo znowu mam zastój. Zmuszam się do ćwiczeń tatuowania, chodzę od czasu do czasu na zdjęcia, choć rzadko mam na nie prawdziwą ochotę. Wszystko trochę zwolniło, zniekształciło się i nie wiadomo, kiedy będzie można myśleć o powrocie do normalności. Z jednej strony bardzo mi to na rękę-nie przepadam za wychodzeniem z domu, jednak z drugiej dziczeję. Podzieliliśmy się na dwa obozy-jedni odpoczywają, korzystają z tego czasu produktywnie, uczą się nowych rzeczy, inni-mają wyrzuty sumienia, że nie są jak ci pierwsi.

Porąbany to czas, powiadam Wam.

Chowajcie nosy do maseczki, nie chodźcie z ''siurkami'' na wierzchu,

niedziela, 3 maja 2020

Moja pierwsza sesja aktowa

Serio, serio, ten tytuł to nie clickbait. Nie wiem, czy Was rozczaruję, mówiąc że to nie ja pozowałam, ale dla mnie to i tak dość duża sprawa-wychodzenie poza coś, co znam i w czym czuję się dobrze, by zobaczyć jak zareaguję jest dość nieodłącznym procesem zbierania doświadczenia.
•   •   •
Pogoda strasznie mnie martwiła. Od rana było pełne słońce, a takie warunki są dla mnie absolutnym fotograficznym killerem. 

Do tej pory uważam, że gdyby trafił nam się pochmurny dzień, zdjęcia byłyby jeszcze lepsze. Chodziłyśmy przez dobre pół godziny szukając odpowiedniego miejsca, błagałam w myślach o jakieś minimum cienia, bo zupełnie nie umiem pracować w ostrym świetle. Ostatecznie jednak stwierdziłam, że trzeba przyjąć to, co natura na ten dzień dała i wykorzystać to jak najlepiej. I mimo tego, że było okropnie ciężko (mój sprzęt jest marudny, a ja nie mam filtra), myślę że udało nam się stworzyć coś dobrego.

Jestem absolutnie zachwycona współpracą z Kamilą-dziewczyna ma mnóstwo pomysłów, na sesję przyszła przygotowana, w zaraźliwie pozytywnym nastroju-to nie mogło się nie udać. Naładowała mnie maleńką cząsteczką energii i wracałam do domu przyjemnie zmęczona, a nie przetyrana i zniechęcona. Szkoda, że nie udało nam się wykonać kilku ujęć, które miałam w głowie-o dziwo, przygotowałam sobie szkice kilka dni wcześniej, żeby nie przychodzić na ''yolo'', ale myślę że nic straconego-z mojej strony to nie była ostatnia sesja. :)

Jak już wspominałam-nie miałam wcześniej do czynienia z ''czystym'' aktem. Ok, zdarzały się zdjęcia topless, tak jak z Astathre czy Blue Astrid, jednak czuję, że powinnam Wam powiedzieć jedną bardzo ważną rzecz-nie ma czasu na bezwstydne gapienie się na kobiece wdzięki. Traktuję ciało jak płótno, jak rzeźbę, którą chcę pokazać w jak najbardziej subtelny i niewulgarny sposób. W momencie, gdy moje modelki się przede mną rozbierają, kwestia seksualności przestaje mieć najmniejsze znaczenie, a mam wrażenie że bardzo dużo osób o tym zapomina.


Anyway-myślę, że przyszedł czas na efekty:

 











 



Nie oznacza to, że stanę się fotografem aktowym-jeśli będzie odpowiedni pomysł i warunki, to jak najbardziej, spróbuję po raz kolejny, bo widzę, że niektóre ujęcia mogłam wykonać jeszcze lepiej, ale podejrzewam że to kwestia braku doświadczenia-dla porównania, nie każdy kto robi portrety dzieci, sprawdzi się w reportażu. To trochę inna działka, mimo tego, że przecież ''medium'' jest to samo-człowiek.

Jak Wasze wrażenia? Z kim z Wrocławia chcielibyście mnie widzieć na zdjęciach jako fotografa/modelkę?

Buziaki,